OPPO PM-1, z głową w chmurach

OPPO PM-1, z głową w chmurach

OPPO PM-1, z głową w chmurach 150 150 OPPOdigital.pl

Na łamach polskiego magazynu Hi-Fi i Muzyka ukazała się recenzja słuchawek planarnych OPPO PM-1. Autor recenzji, Pan Mariusz Zwoliński, stwierdził: „Uznaję OPPO PM-1 za jedne z najlepszych słuchawek na świecie i chyba najlepsze, jakich dotąd słuchałem.” Zapraszamy do przeczytania obszernych fragmentów recenzji.

Wstęp do recenzji

Amerykańska firma OPPO jest znana z produkcji wysokiej klasy odtwarzaczy Blu-ray. Do tej pory skutecznie opierała się pokusie poszerzenia oferty o amplitunery AV, stacje dokujące czy przenośne grajki, skupiając się na tym, na czym jej projektanci znają się najlepiej.

Ze zdziwieniem przyjąłem zatem informację o rozpoczęciu produkcji słuchawek. Czyżby Amerykanie ulegli presji otoczenia i postanowili uszczknąć kawałek tego tortu? Raczej nie, choćby z uwagi na wysoką cenę. Szefowie OPPO najwyraźniej postanowili zaistnieć także na high-endowych salonach i wkroczyli na nie w stylu Chucka Norrisa – kopem z półobrotu.

Budowa

PM-1 wykonano z wykorzystaniem przetworników planarnych, zarezerwowanych dla najdroższych konstrukcji. Zanim słuchawki zabrzmiały, kilka razy przeżywałem coś na kształt estetycznego uniesienia.

Zazwyczaj za urządzeniami hi-fi stoi anonimowy dział badawczo-rozwojowy, a w niewielkich firmach szczególnie udane konstrukcje osobiście promuje właściciel. W przypadku słuchawek OPPO ich rodzice są znani z imienia i nazwiska. Za część techniczną odpowiada Igor Levitsky – guru płaskich przetworników – na co dzień pracujący w amerykańskiej firmie BG Radia. Stroną wizualną i ergonomią zajął się David Waterman, specjalista od wzornictwa przemysłowego. Efekt jest imponujący.

Detale

Podróżny karton ze słuchawkami ma gabaryty sporej końcówki mocy, a nadrukowana na nim masa brutto – 4,8 kg – bardzo mnie zaintrygowała. Pod grubą tekturą kryje się drugie pudło, od wewnątrz wyklejone zamszem. W nim, jak matrioszka, siedzi drewniana szkatuła z palisandru lakierowanego na wysoki połysk. Choć to tylko opakowanie, stolarki pozazdrości OPPO niejeden wytwórca kolumn. Po uchyleniu wieka ukazują się wreszcie PM-1, jak klejnoty spoczywające na wyściółce z zamszu i białej skóry. Kto jak kto, ale Amerykanie wiedzą, jak zrobić wrażenie na kliencie.

Ramki otaczające muszle z przetwornikami wykonano z litego aluminium. Spinający je sprężynujący pałąk wyłożono lateksową gąbką oraz obszyto mięciutką jagnięcą skórą. Otaczające uszy poduszki odlano z naturalnego lateksu, znacznie trwalszego od poliuretanowych pianek. Wykończono je tym samym materiałem co pałąk.

Wyposażenie

Do PM-1 dołączono dwa wymienne kable montowane poprzez monofoniczne micro-jacki. Domyślny, „stacjonarny” o długości 3 m, wykonany z miedzi O CC, zakończono wtykiem 6,35 mm.

Jako że PM-1 można też używać ze sprzętem przenośnym, wśród akcesoriów znajduje się metrowy odcinek zakończony małym jackiem (3,5 mm). PM-1 są chyba jedynymi high-endowymi słuchawkami, które można złożyć i zabrać ze sobą w podróż. Służyć ma temu sztywne przenośne etui, obszyte wytrzymałym jeansem i zapinane na suwak.

Przetworniki

Pora na clou programu, czyli przetworniki. Pewnie zastanawiacie się, dlaczego szefowie OPPO nie poszli na łatwiznę i wybrali konstrukcje planarne.

Powszechnie stosowane przetworniki dynamiczne składają się z magnesów oraz ruchomych cewek, z przymocowaną do nich membraną. Gdy przez cewkę płynie prąd, wprawia ją w drgania wewnątrz pola magnetycznego, czego rezultatem są fale dźwiękowe, odbierane jako muzyka. Największą bolączką głośników dynamicznych jest to, że membrana w czasie ruchów nieznacznie się odkształca, co bezpośrednio przekłada się na wierność odtwarzanych dźwięków.

Zamiast zmagać się z powyższymi problemami, szefowie OPPO wybrali inne, znacznie droższe rozwiązanie, jednak pozbawione wad układów dynamicznych.

Prawdopodobnie najlepsze słuchawki wszech czasów – legendarne Sennheisery Orpheus – wykorzystywały przetworniki elektrostatyczne. Niestety, wymagają one specjalnych wzmacniaczy, które już na starcie wykluczają podłączanie ich do sprzętu przenośnego, a cecha ta była jednym z priorytetów przy konstruowaniu PM-1.

Szukając przetworników o zbliżonych właściwościach akustycznych, szefowie OPPO zwrócili uwagę na konstrukcje planarne, łączące zalety technologii elektrostatycznej i dynamicznej, ale wolne od ich wad.

Przetworniki planarne, zwane też magnetostatycznymi lub ortodynamicznymi, mają cieniutką, zazwyczaj mylarową membranę, na powierzchni której nadrukowuje się spiralną cewkę. Membrana jest zawieszona między dwoma magnesami, a przyłożenie do niej napięcia skutkuje równomiernymi drganiami całej powierzchni, bez zniekształceń obserwowanych w głośnikach dynamicznych.

Z kolei w odróżnieniu od elektrostatów przetworniki planarne nie wymagają dodatkowego zasilania, dzięki czemu nadają się też do sprzętu przenośnego.

Przetworniki w PM-1 mają cieniutką, siedmiowarstwową membranę, na której obu stronach nałożono płaską spiralną cewkę. Bardzo duża (69 x 85 mm), owalna powierzchnia drgająca jest zawieszona pomiędzy dwoma magnesami neodymowymi. Zastosowanie podwójnego przewodnika pracującego w polu magnetycznym zaowocowało wysoką skutecznością, sięgającą 102 dB.

Walory użytkowe

Przed rozpoczęciem produkcji OPPO poświęciło dużo czasu na dopracowanie szczegółów eksploatacyjnych. Pomagała w tym liczna grupa beta-testerów. By mieć pewność, że PM-1 nie rozsypią się przed upływem okresu gwarancyjnego, prototypy skierowane do produkcji przeszły testy wytrzymałościowe. Pałąki zginano i rozciągano po 20000 razy. Tyleż samo składano słuchawki i obracano nauszniki.

Przed opuszczeniem fabryki każda para jest dostrajana w komorze akustycznej. Również siła nacisku pałąka jest indywidualnie ustawiana dla każdych słuchawek, tak aby uzyskać dokładnie pięć newtonów.

Kolejna kwestia dotyczy walorów użytkowych. Słuchawki OPPO są niesamowicie wygodne. Pod względem komfortu można je porównać do Sennheiserów HD 600, które w tej dziedzinie stanowią dla mnie punkt odniesienia. Gdy już je założyłem, bardzo trudno było mi się z nimi rozstać, a wymagało tego choćby wyjście na zewnątrz.

Wrażenia odsłuchowe

Założyłem PM-1 na głowę, puściłem muzykę i zamyśliłem się. Spodobało mi się jak, nie przymierzając, Stirlitzowi, więc zamyśliłem się jeszcze raz.

PM-1 są świetne! Słychać w nich dosłownie wszystko. Każde muśnięcie strun, szelest ubrań, nabranie powietrza przed rozpoczęciem śpiewania, a nawet odgłosy tła ze studia nagraniowego. Nie są przy tym bezlitosne dla słabiej zrealizowanych nagrań. Nie piętnują błędów realizatorów, choć też ich nie maskują. Odkrywają przed słuchaczem niuanse artykulacji, poukrywane między dźwiękami. Niejednokrotnie, słuchając doskonale znanych nagrań, wyłapywałem dźwięki, o których nie miałem pojęcia. Efekt ten udałoby się zapewne uzyskać także na kolumnach, ale za znacznie większe pieniądze, nie wspominając o cenie towarzyszącej elektroniki. W świetle powyższego, OPPO są za pół-darmo.

Budowa sceny, atmosfera i emocje. W tej dziedzinie na samym szczycie podium stoi muzyka klasyczna. Odtwarzana przez PM-1 brzmi zjawiskowo. Emocje pojawiają się już na ułamki sekund przez odezwaniem się pierwszego instrumentu, gdy maestro ostatni raz taksuje wzrokiem orkiestrę, unosi batutę i daje sygnał do rozpoczęcia spektaklu. Scena przypomina dwie obszerne sfery, zawieszone po obu stronach głowy, w obrębie których lewitują pozorne źródła dźwięku. Jedne przemieszczają się do przodu, drugie do góry; jeszcze inne atakują potylicę. Nawet mało interesujący repertuar z PM-1 brzmi frapująco.

Nie ma w tym kuglarskich sztuczek. Słuchawki budują iluzję dużych pomieszczeń i sal koncertowych, różniących się między sobą w zależności od miejsca nagrania.

Na drugim stopniu podium stanął kameralny jazz. Można było nawiązać bezpośredni kontakt z wykonawcami. Scena zdecydowanie się przybliżyła i zmniejszyła do rozmiarów małego klubu i nawet jeśli nagrania dokonano w sporej sali, to klubowa atmosfera wciąż dawała o sobie znać. Rewelacyjnie wypadły perkusyjne solówki oraz wokal, a konturowy kontrabas był wolny od podkolorowań.

Brązowy medal należał do rocka. Makro i mikrodynamika, mocny bas – z tych przedmiotów PM-1 zdały egzamin celująco. Słuchawki są pieruńsko szybkie, co dało się odczuć w trakcie słuchania kilku fragmentów Dream Theater. To, co wyczyniał na perkusji Mike Portnoy, wykracza nawet poza pojęcie stroboskopii. Z przyjemnością posłuchałem też kilku trudnych utworów Rammsteinu. Na PM-1 zabrzmiały z ikrą i potęgą godną tub Avantgarde. No i ta scena, zwłaszcza w nagraniach koncertowych…

Konkluzja

Każda recenzja sprzętu hi-fi jest zbiorem subiektywnych wrażeń recenzenta. Dlatego subiektywnie uznaję OPPO PM-1 za jedne z najlepszych słuchawek na świecie i chyba najlepsze, jakich dotąd słuchałem.

Obiektywnie zresztą też.